Eveline Hedley ukończyła szkołę średnią
w wieku dziewiętnastu lat. Od października planowała rozpocząć studia na
kierunku bezpieczeństwo wewnętrzne. Pomimo tego, że nigdy nie interesowała się
polityką, co więcej – nie znosiła jej - wybrała właśnie te studia wiedziona
chęcią pomocy innym. Od jakiegoś już czasu ostro krytykowała przeróżne władze
państwa, które w stu procentach nie spełniały swojej roli.
Postanowiła więc zostać policjantką.
Oczywiście
były inne, przede wszystkim szybsze, sposoby na zostanie gliną. Eveline jednak
wolała obrać dłuższą drogę, by móc zapoznać się z organizacją państwa, jej
budową, a ogólnie mówiąc – zdobyć więcej wiedzy o swoim kraju.
Dotychczas unikała wszelkiego kontaktu
z polityką. Krytykowała każdego, nie ważne, gdzie działał: czy to będąc
członkiem partii, czy po prostu był jakoś zamieszany w politykę. Ta nienawiść
do polityków nie zrodziła się ot tak, miała swój początek kilka lat temu, gdy
Eveline Hedley zaczęła poważnie rozumować świat. Żadne obiecanki, wizje
lepszego państwa, poprawy życia ubogich ludzi – wszystko to było dla niej
jednym wielkim kłamstwem, a wiele tysięcy osób ufało ludziom, którzy – jak
twierdzili – byli w stanie tego dokonać. Jednak te obietnice kończyły się
zaledwie na pomyśle. Politycy dbali tylko o swoje własne życie, sprawiając
jedynie wrażenie chętnych do niesienia pomocy.
Takie wrażenie odnieśli na młodziutkiej
Eveline, a jak jest naprawdę, choć po części, chciała dowiedzieć się,
studiując.
Z szafki stojącej po lewej stronie
zlewu wyciągnęła talerz. Położyła na nim wcześniej przygotowane kanapki, nalała
do szklanki coca-coli, przyjrzała się jej i wzruszając ramionami, włożyła pod
pachę butelkę. Wzięła talerz z podwieczorkiem i szklankę i powłóczyła do salonu
połączonego z jadalnią. Pomieszczenie było duże, mierzące czterdzieści parę
metrów kwadratowych (Eveline nigdy nie mogła tego zapamiętać), ściany koloru
białej czekolady, meble – fioletowe. Jej rodzice, Isabelle i Scott Hedley,
mieli nietypowy gust. Łączyli kolory, które zdaniem Eveline, nie pasowały do
siebie, a jednak miały swój urok.
Usiadła na kanapie stojącej po prawej
stronie od wejścia, na stoliku od kawy postawiła szklankę i butelkę z colą.
Sięgnęła po pilota leżącego na sofie po lewej stronie Eveline. Włączyła kanał
muzyczny, który od jakiegoś czasu uważała za jedyny godny poświęcenia uwagi.
Zanim zabrała się za konsumowanie posiłku, związała kruczoczarne kręcone włosy
w wysokiego koka. Z talerza, który leżał na kolanach Eveline, dziewczyna wzięła
jedną z dwóch kanapek. To był jej ostatni posiłek o godzinie piątej po
południu. Eveline miała szybki metabolizm, jednak z nawyku o zdrowym odżywianiu
się nie chciała zrezygnować. Jadła powoli, przeżuwając dokładnie każdy kęs.
Po posiłku wróciła do kuchni, która w
odróżnieniu od jadalnio-salonu, miała swój charakter. Czarne kafelki, tego
samego koloru meble kuchenne – Eveline to odpowiadało. Pomieszczenie miało
‘pazur’.
Hedley umyła talerz, jak i szklankę,
uprzednio dopijając coca-colę. Wytarła ręce w ścierkę wiszącą na zlewem i
wolnym krokiem udała się do swojego pokoju.
Za niecałe dwie godziny musiała być
gotowa, bo miała przyjechać po nią Scarlet Emos. Razem wybierały się na imprezę
do Piekielnej Maszyny. Był początek
września, rok szkolny dopiero co się zaczął, a do tego środek tygodnia, więc
Eveline i Scarlet miały nadzieję spotkać starszych od siebie chłopców. Emos
gorączkowo poszukiwała chłopaka, ale trafiała na samych idiotów.
— To, że mam odrobinę więcej ciałka nie
powinno im przeszkadzać, prawda? Ale jednak tak jest — mówiła za każdym razem,
gdy Eveline pytała Scarlet, jak tam randka w ciemno.
Scarlet Emos zmagała się z dodatkowymi
kilogramami od kilku lat. Z każdym miesiącem gorączkowo zapewniała, że kończy
ze słodyczami, ale gdy tylko przechodziła obok cukierni i zauważała ulubione babeczki babuni, nie wytrzymywała i ze
ściekającą po brodzie śliną (no dobra, to tylko leciutki sarkazm, którym Hedley
częstowała Emos) dumnie wkraczała do sklepu, kupując co najmniej trzy babeczki.
Eveline Hedley różniła się od Scarlet…
wszystkim. Były jak woda i ogień, ale to nie stało na przeszkodzie, by były
najlepszymi przyjaciółkami. Scarlet wysoka, z krótko obciętymi blond włosami i
nieziemsko niebieskimi oczami była piękna nawet z dodatkowymi kilogramami. Była
bardzo pewna siebie, energiczna, pomysłowa, wiedziała czego chce, a przede
wszystkim nigdy nie odpuszczała wyznaczonego sobie celu – może poza jednym.
Eveline
była inna. Kręcone, czarne włosy, delikatnie okalały jej twarz swobodnie opadając
na plecy i ramiona. Zielone jak lazur oczy osadzone blisko siebie, oliwkowa
cera idealnie komponowała się z resztą. Jednak Hedley nigdy nie uważała się za
ładną, według siebie samej była przeciętna. Z charakteru była bardzo spokojna,
cicha, nie lubiła wyróżniać się z tłumu w przeciwieństwie do jej najlepszej przyjaciółki.
Pomimo wielu różnic przyjaźniły się od
piętnastu lat, gdy to poznały się w przedszkolu. Od tamtej pory były
nierozłączne, wiernie stąpając przy swoim boku niezależnie od sytuacji. Na tym
polegała właśnie przyjaźń.
Eveline Hedley powędrowała do łazienki,
gdzie umyła zęby i wróciła do pokoju. Stanęła przed otwartą szafą, nie wiedząc,
co na siebie włożyć. Wiedziała, że założy tenisówki, ponieważ były to jej
ulubione buty. tego razu, nie chcąc wyglądać jak szara myszka ściągnęła z
wieszaka zielony t-shirt i jeansy. W głowie usłyszała karcący głos Scarlet:
‘Jak ty znowu wybierasz się na imprezę, co? Kochana, w końcu będziemy musiały
to zmienić’. Może i Scarlet miała rację?
pomyślała, zakładając wyciągnięte przed chwilą rzeczy. Tyle że Eveline
wiedziała, jak to się skończy.
Ponownie weszła do łazienki; musnęła tuszem
rzęsy, a na usta nałożyła bezbarwny błyszczyk.
— Wyglądam nijako — stwierdziła,
wzdychając.
Miała idealną figurę, ale nie potrafiła
tego wyeksponować. Rady Scarlet Emos przerażały ją. Nie chciała zmieniać się o
sto osiemdziesiąt stopni, wystarczyłaby z tego połowa, ba, i to nawet za dużo.
Eveline pozostało kilkadziesiąt minut
do przyjazdu Scarlet, więc dziewczynie nie pozostało już nic innego, jak
czekać. Zrobiła, co miała zrobić, a nudzić się nie miała zamiaru. Z szuflady
biurka, stojącego pod oknem na wprost drzwi, wyciągnęła mp3 i słuchawki.
Postanowiła, choć na chwilę, oderwać się od rzeczywistości i przenieść do
innego świata, świata, w którym rządziła tylko i wyłącznie ona sama. Z
playlisty wybrała Dauhgtry’ego September.
Położyła się na łóżku, zamknęła oczy, a splecione ręce podłożyła pod głowę.
Odetchnęła głęboko, próbując jednocześnie wyciszyć umysł.
Hedley była jedynaczką, jednak rodzice
nigdy jej nie rozpieszczali. Nie było ku temu powodu, ponieważ Eveline miała
wszystko – ich miłość. Nie potrzebowała markowych ciuchów, wystrzałowych
szpilek na piętnastocentymetrowych obcasach, przeróżnych pierdół w postaci
cieni do powiek, lakierów, dodatków do ubrań. czasami było jej żal, widząc, jak
inne dziewczyny są ubrane, jednak szybciej przechodziło jej te uczucie, jak się
pojawiało. Spędzanie w łazience dwóch godzin skutecznie zniechęcało ją do
zmian.
Zawsze chciała mieć starszego brata, z
którym mogłaby się przekomarzać, lecz nie był to jedyny powód – było ich
jeszcze kilka. Jej niski wzrost, zaledwie sto pięćdziesiąt osiem centymetrów,
od niepamiętnych czasów był powodem wielu kpin. Eveline nigdy, ale to przenigdy
nie mogła tego zrozumieć. Było tyle innych dziewczyn o podobnym wzroście, a
paczka szkolnych futbolistów uwzięła się właśnie na niej, tym bardziej, że z
tłumu nie wyróżniała się niczym innym. Starszy brat mógłby przemówić bandzie
idiotów do rozumu.
Z
drugiej strony cieszyła się, że jest jedynaczką. W domu było cicho, czasami
nawet za bardzo, ale ta cisza w większości przypadków uspokajała Eveline.
—
Może byś tak nie spała?! — Scarlet zapytała z wyrzutem.
Eveline
wystraszyła się dziewczyny, która gwałtownie wyrwała jej słuchawki z uszu.
—
Czekam na ciebie od dziesięciu minut, wydzwaniam do ciebie setki razy, a ty jak
ta królowa leżysz sobie na łóżku. Wstawaj, ale to już — rozkazała jej Scarlet:
— Jeszcze nie jesteś ubrana? — zapytała rozzłoszczona.
—
Jestem.
—
MASZ ZAMIAR IŚĆ W TAKIM STROJU?! — Eveline skinęła głową. — Chyba sobie żart
stroisz. Dziewczyno, jakbym miała takie nogi jak ty, chodziłabym tylko w
krótkich spodenkach lub miniówkach — Scarlet podeszła do szafy i przez chwilę w
niej szperała. Mruknęła coś pod nosem i rzuciła Eveline szorty: — Załóż chociaż
to, nie będzie wtedy siary. Przydałyby się jakieś szpileczki, by nadać ci
odrobinę więcej centymetrów.
—
Nawet nie waż się iść po nie do mojej mamy.
Isabelle
Hedley była dokładnie tego samego wzrostu, co córka. Jej ociec, Scott Hedley,
był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną o czarnych jak noc włosach i lodowato
niebieskich oczach. Eveline po tacie odziedziczyła tylko włosy.
—
Skarbie — zaczęła dobrotliwe Emos — mamy po dziewiętnaście lat, jest wrzesień,
w miarę ciepło, więc powinnaś w końcu odsłonić odrobinkę ciałka.
—
Ale…
—
Nie ma żadnego ale. Mój urok osobisty, a twoja figura przyciągną chmary
facetów. Zaufaj mi. — Scarlet puściła oczko brunetce: — Czekam w samochodzie.
Widzę cie za trzy minuty w tych spodniach, bo inaczej będziesz biegła.
—
Jeszcze tego pożałujesz. — Eveline mruknęła pod nosem. Szybko przebrała spodnie,
chwyciła torebkę wiszącą na krześle, wrzuciła do niej telefon i przeskakując co
drugi schodek, pospieszyła do samochodu najlepszej przyjaciółki.
*
Dwadzieścia
minut później Scarlet zaparkowała przecznicę dalej niż ta, na której znajdowała
się Piekielna Maszyna. Musiały
objechać dwa razy ulicę, by znaleźć miejsce.
—
Nie podoba mi się tu — mruknęła Eveline.
—
Czego tu się bać. Kilka opuszczonych budynków chyba aż tak bardzo nie przeraża,
co? — Scarlet wyciągnęła kluczyki ze stacyjki i spojrzała znacząco na Eveline:
— Z twojej miny wnioskuję, że się boisz, ale daj spokój, co może nam się stać,
tym bardziej, że mamy do przejścia tylko kilka kroków. — Scarlet otworzyła
drzwi.
—
To nie tak, że się boję — zaczęła Eveline: — ale mam dziwne przeczucie, że coś
się wydarzy.
—
Ty i te twoje przeczucia. Ile razy już tak mówiłaś? Pięć? Dziesięć? Nie, więcej.
— Emos zamyśliła się: — Widzisz? Nie potrafię tego zliczyć. A teraz wysiadamy i
idziemy do Piekielnej Maszyny zanim
zrobi się megaśna kolejka.
Eveline,
wysiadając z samochodu nie pozbyła się tego uczucia. Idąc ramię w ramię ze
Scarlet, miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Nie chcąc dawać kolejnego powodu
do śmiechu, zdusiła w sobie przeczucie obserwującej jej osoby i śmiejąc się z
kawałów przyjaciółki, podeszły pod kasę. Po kupieniu biletów weszły do ceglastego,
dwupiętrowego budynku.
Impreza
podzielona była na dwa poziomy: na pierwszym piętrze wstęp miały osoby, które
ukończyły siedemnaście lat, natomiast na drugim – wejście od dwudziestu jeden
lat.
—
Szkoda, że pełnoletniość uzyskuje się dopiero po osiągnięciu oczka. — Scarlet
próbowała przekrzyczeć głośną muzykę.
Eveline
nie chciała wdawać się w dyskusję na ten temat, dlatego skinęła tylko głową.
Zajęły
bok, ten co zawsze, po lewej stronie od wejścia. Czarne, skórzane sofy w wielu
miejscach były przetarte od nadmiernego używania. Ta miejscówka była jedną z
najczęściej zajmowanych, ponieważ umożliwiała najlepsze miejsce do obserwacji
prawie całego lokalu.
Wnętrze
pomieszczenia było adekwatne do nazwy dyskoteki. W Piekielnej Maszynie przeważał kolor czerwony. Czarne były niektóre
boksy, bar i stoliki oraz parkiet i didżejka. Wszystko inne skąpane było w
odcieniach czerwieni.
—
Spóźniłyśmy się czterdzieści minut. Całe szczęście, że nikt nie zajął naszego
miejsca. — Scarlet pieszczotliwie pogłaskała zniszczoną skórę sofy: — Chociaż to
bardzo dziwne, bo przecież jest tyle samochodów.
—
Pewnie sami powyżej dwudziestu jeden lat.
—
Pewnie masz rację. Później spróbujemy wejść na tamtą salę.
Eveline
spojrzała na przyjaciółkę i dostrzegła w jej oku błysk. To nie wróżyło niczego
dobrego.
—
Oszalałaś, prawda? — spytała z nadzieją Eveline.
—
Nie. Wyglądam na starszą. — Scarlet uważnie przyjrzała się Hedley: — Ty nie,
ale to zmienimy. Dobrze, że zawsze noszę w torebce esoesowy zestaw do makijażu.
— Uśmiechnęła się przebiegle.
—
Nie masz na myśli tego, co ja.
—
Oj tak, kochana. Kelner! Chciałybyśmy pójść do toalety, ale obawiamy się, że
ktoś zajmie nam ten stolik. Można coś z tym zrobić? — Uśmiechnęła się zalotnie
do chłopaka o imieniu Dante.
—
Hm, zaraz przyniosę karteczkę z rezerwacją.
—
Dzięki! — Scarlet puściła oczko Dantemu.
—
Jak ty to robisz? — zapytała Eveline.
—
Już ci mówiłam – to mój urok. Chodź, nie mamy czasu na gadanie. — Blondynka
wstała, po czym dodała: — Dlaczego nie przyjechałam do ciebie szybciej.
Eveline
wzdychneła zrezygnowana. Wiedziała, że sprzeciw niczego nie zmieni. Scarlet
była uparta i zawzięcie broniła każdej swojej decyzji czy pomysłu. Rzadko kiedy
odpuszczała, a jeśli to robiła, to trzeba było podać bardzo ważny powód. Eveline
takiego nie miała.
Usiadła
na czarnym, błyszczącym blacie w toalecie, przypatrując się każdemu ruchowi
Scarlet. Emos wyciągała po kolei z torebki cienie do powiek, uniwersalny sypki
puder oraz kredkę. Dziesięć minut później skończyła make-up. Złapała się za
brodę, w zamyśleniu wpatrując się w brunetkę.
—
Mogę przejrzeć się w lusterku? — zapytała Eveline.
—
Nie. Jeszcze nie skończyłam. — Scarlet przez chwilę szperała w torebce,
usiłując znaleźć grzebień: — Przecież zawsze mam to cholerstwo w torebce. — Pod
nosem rzucała stok przekleństw skierowanych do niczego winnego grzebienia.
—
Wyluzuj — rzuciła Eveline.
—
Nie, bo w takim stanie stąd nie wyjdziesz. Ośmieszę się, jak ktoś zapyta o twój
makijaż, a później spojrzy na koka. Nie mogę to tego dopuścić.
—
Czasami odnoszę wrażenie, że wygląd jest dla ciebie najważniejszy. — Eveline
założyła ręce na piersi: — Streść się, bo powoli zaczynam tracić czucie w
tyłku.
Scarlet
spojrzała na brunetkę z wyrzutem. Pokręciła głową, zanurzyła ponownie rękę do
torebki i w końcu znalazła grzebień.
—
No popatrz się, schował się za paczkami chusteczek.
Kolejne
dziesięć minut zleciało dziewczynom na układaniu włosów Eveline. Scarlet, dumna
ze swojej roboty, pozwoliła przejrzeć się Hedley w lusterku. Eveline z szeroko
otwartymi ustami wpatrywała się w swoje odbicie.
—
To naprawdę ja?
Eveline
nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Wystarczyło dwadzieścia minut, by zmienić ją
z szarej myszko w łabędzia.
W
zewnętrznym kąciku Scarlet nałożyła ciemny cień, pociągnęła go lekko na
załamanie powieki, w wewnętrznym kąciku oraz na środku powieki zaaplikowała
jasny cień. Wszystko podkreśliła czarną kredką tuż przy linii rzęs. Z lewej
strony głowy, tuż nad uchem, zrobiła dobieranego warkocza, związała go z resztą
włosów w wysokiego koka, wypuszczając z prawej strony kosmyk włosów.
—
Tak, to ty. Podoba się? — Scarlet oparła się o ścianę wyłożoną czerwonymi
kafelkami.
—
Bardzo, ale jest mały problem – oznajmiła Eveline.
—
O to się nie martw.
—
Skąd wiesz o co chcę zapytać? – zdziwiona Hedley spojrzała na blondynkę.
—
Ponieważ o wszystkim pomyślałam. Na imprezie i tak dużo się nie rozmawia, więc
problem twojej nieśmiałości w niczym nie przeszkadza.
—
Ta, jasne – zironizowała Eveline. — Jakimś cudem podejdzie do mnie koleś i ni z
gruszki, ni z pietruszki zagada do mnie.
—
Jesteś głupia czy tylko udajesz? — Scarlet złapała się za głowę: — Spójrz
jeszcze raz w lusterko i ponownie pomyśl.
—
No dobra, wiem o co ci chodzi — Eveline przyznała rację Emos.
—
W końcu. Pasuje ci taki wygląd. Masz pazura. — Scarlet dała kuksańca brunetce.
Po
powrocie na miejsce spostrzegły, że przybyło sporo ludzi. Scarlet poszła do
baru po coś do picia, a Eveline obserwowała tłum nastolatków. Dochodziło wpół
do dziewiątej, a większa część parkietu była już zapełniona. Jak jeszcze nigdy.
—
Uf, w końcu. Myślałam, że się nie przepcham tam i z powrotem. Co za tłumy! —
blondynka sapnęła: — Ale wiesz co ci powiem? — Eveline spojrzała na
przyjaciółkę. — Jest wielu przystojnych kolesi! — Scarlet krzyknęła trochę za
głośno.
—
Ciszej, nikt nie musi nas słyszeć — upomniała ją Hedley.
—
A co mnie to obchodzi. — Scarlet oburzyła się: — Najciekawsze w tym wszystkim
jest to, że są dużo starsi od nas, a wyglądem przypominają niezwykle umięśnionych
bokserów.
Napiły
się kilka łyków soku, po czym udały się na sam środek parkietu. Eveline w duchu
podziękowała Scarlet, że kazała założyć jej krótkie spodenki, bo inaczej długo
by nie wytrzymała tańcząc. W pomieszczeniu było bardzo gorąco i duszno, perfumy
zdążyły już zmieszać się z potem, tworząc nieprzyjemny dla nosa zapach. Eveline
kilka razy wzięło nawet na wymioty.
Przez
całe wakacje, począwszy od początku czerwca, Eveline pracowała w barze
serwującym meksykańskie jedzenie. Chciała trochę zarobić na zakup samochodu. Własnego
samochodu. Miała po prostu dość pożyczania wozu od rodziców. Podczas tych
trzech miesięcy nie miała czasu na zabawę. Odzwyczaiła się więc od tak sporej
dawki potu.
—
Idę się napić! — krzyknęła do Scarlet.
Zaczęła
przeciskać się przez tłum tańczących ludzi. W pewnym momencie ktoś popchał ją
tak mocno, że straciła równowagę i poleciała do tyłu. W ostatniej chwili czyjeś
ręce uratowały Eveline od upadku. Z pomocą nieznajomej osoby złapała pion. Obróciła
się, by podziękować wybawcy, jednak jego już nie było. Poczuła tylko zapach
perfum. Nie, to nie były perfumy, poczuła bodajże miętę połączoną z czymś,
czego nie potrafiła określić. Rozglądnęła się wokół, przypatrując się ludziom,
ale każdy był zajęty. Nikt nie był nią zainteresowany, więc wzruszyła ramionami
i ruszyła wcześniej obranym kierunkiem. Ciężko opadła na zniszczoną sofę i
jednym duszkiem wypiła resztki soku.
Chwilę
później zziajana od tańczenia Scarlet opadła obok Eveline. Chciwie wypiła cały
sok jaki jej pozostał i błagalnym wzrokiem spojrzała na brunetkę.
—
Wiesz, że cie kocham. — Blondynka uśmiechnęła się.
Eveline
tylko popatrzyła na nią, wyciągnęła drobne z portfela i odeszła w stronę baru. Chwilę
musiała odczekać, bo była spora kolejka.
—
Co podać? — zapytał wysoki brunet zza baru.
—
Coś do picia — odparła.
—
Dowodzik jest?
—
Słucham? — spojrzała na zirytowanego chłopaka: — Poproszę dwie wody. —
Uśmiechnęła się, by udobruchać bruneta.
—
Czy ja cie przypadkiem nie znam? — Eveline potrząsnęła głową. — Wydajesz się
bardzo znajoma.
—
Nie wydaje mi się.
—
A jednak odnoszę wrażenie, że już się kiedyś spotkaliśmy.
Niecierpliwy
klient, stojący za Eveline, odchrząknął znacząco i łypnął spode łba na
dziewczynę. Hedley szybko zabrała wodę i oddaliła się od baru.
Znowu
musiała przeciskać się przez tłum ludzi. Przechodząc obok wiecznie zamkniętych drzwi,
poczuła znajomy zapach mięty. Rozejrzała się czy nikt na nią nie patrzy, a gdy
upewniła się, że tak jest, nacisnęła na klamkę i drzwi się otworzyły. Upewniwszy
się jeszcze raz, że nikt jej nie obserwuje, pchnęła szerzej drzwi i niepostrzeżenie
wsunęła się za nie.
Przed
Eveline rozciągał się nieduży, dobrze oświetlony korytarz. Zamknęła za sobą
drzwi i ruszyła przed siebie. Szła wolno, cały czas uważając na pułapki – jeśli
takowe były – i ludzi, którzy mogliby pojawić się w każdej chwili.
W
korytarzu czuć było wilgoć i dym papierosów. Eveline kaszlnęła, zasłaniając od
razu usta bluzką.
Nigdy
nie słyszała o tym miejscu. Było ono zamknięte dla osób nieupoważnionych. Nie było
nawet zaznaczone na planie budynku, a przecież powinno. Eveline dłużej nie
zastanawiając się nad tym, szła dalej. Kilka kroków przed sobą zauważyła
wylewające się spod drzwi przytłumione światło. Tutaj nie dochodziły już
dźwięki muzyki i Hedley zaniepokoiła się, że ktoś może ją usłyszeć.
Wiedziona
jednak ciekawością, podeszła do zamkniętych drzwi, zza których dochodziły głosy
mężczyzn. Eveline skupiona na podsłuchiwaniu nie dostrzegła szybko zbliżającej
się postaci. Dopiero w ostatniej chwili poczuła znajomy zapach mięty i dłoni
zakrywającej jej usta.
***
W
końcu przepisałam. Mam nadzieję, że się podoba. Jeśli są jakieś błędy to bardzo
przepraszam, ale z lenistwa nie chce mi się ich sprawdzać. Drugi już napisałam,
ale pojawi się dopiero, kiedy napiszę trzeci, a ten raczej szybko nie
powstanie. Jestem na studiach, więc wiadomo co zaczyna się – w moim przypadku –
w styczniu. SESJA. Mam strasznie dużo nauki, więc nie wiem, jak to będzie z
czasem. Także już teraz Was przepraszam.
Z
okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia chciałabym Wam życzyć
wszystkiego, co najlepsze. Abyście spędzili ten czas z najbliższymi przy jednym
stole, zajadając się pysznościami, śpiewając kolędy, i ciesząc się z prezentów
oraz udanego Sylwestra!
Troche za dużo tych opisów ale to pierwszy rozdział bardzo mnie ciekawi kolejny napisz szybko! Masz zupełnie inny styl pisania... bardzo fajny ale zbyt ksiazkowy... Co moge jeszcze napisac... żebyś pisałą dalej bo masz widocznie talent literacki
OdpowiedzUsuńnapisz mi na tt kiedy napiszesz kolejny rozdział @Veronika_vv